Programi formacji ludzkiej "Ku dojrzałości osobowej"

Ocalona, by żyć :) - świadectwo s. Judyty

Gdyby kiedyś ktoś powiedział mi, że można żyć tak, jak żyję teraz… nie uwierzyłabym… Rok temu mój stan był po ludzku beznadziejny. Czułam jakbym leżała na dnie morza, a nade mną tony wody… ciężar nie do uniesienia... Czułam, że przestaję oddychać, choć największym pragnieniem mojego serca było wyskoczyć nad te wody i zaczerpnąć powietrza, poczuć ciepło słońca… Oddech stawał się coraz płytszy… coraz rzadszy. Czułam, że lada chwila przykryją mnie kamienie. Każdego dnia życie powodowało, że oddech stawał się coraz bardziej niemożliwy. To dziwne, że jeszcze żyłam… i, że jeszcze miałam pragnienia… Doświadczenia długiego czasu spowodowały, że po ludzku nie powinnam już pragnąć w pełni żyć, czuć… po ludzku nie było możliwość, by wydostać się z tego dna. A ja mimo to chciałam żyć, zaistnieć na nowo, być sobą, nawiązywać relacje z innymi. Wołałam do ludzi, wołałam do Boga, ale kto usłyszy głos z dna morza? Nagle to ja usłyszałam głos w mojej głowie, który wyraźnie mówił: Władysława… Pomyślałam, że już tak dawno nie miałyśmy kontaktu... Zajrzałam na stronę internetową gabinetu Duc in altum i znalazłam program formacji ludzkiej dla osób konsekrowanych i pomyślałam: moooże… Przeczytałam świadectwa z poprzedniej edycji programu i szczególnie jedno-s. Izabeli, pozwoliło mi nazwać to, co działo się we mnie… te same rozczarowania… te same pragnienia... i to najważniejsze z nich: by ISTNIEĆ, by BYĆ. Tymczasem nie widziałam już żadnego wyjścia dla siebie oprócz ucieczki, a z drugiej strony czułam, że tam jest przepaść, w której zginę. Chciałam istnieć, ale w tym morzu, w którym leżałam, nie było to możliwe. Zadzwoniłam do s. Władysławy i powiedziałam, co czuję… Otrzymałam pomocną dłoń. Od tej chwili mój oddech choć rzadki i płytki, nie stawał się już rzadszy i płytszy… był stabilny… Jakaś nadzieja trzymała mnie przy życiu. Byłam przekonana, że teraz albo nigdy… Okazało się, że TERAZ. Od początku programu czułam się u siebie, w domu, bezpiecznie. Było dla mnie czymś nowym, że tak szybko zaufałam, że poddałam się prowadzeniu, jakby na oślep, pełna wiary i nadziei. Każde spotkanie z Siostrami przeżywającymi program było wynurzaniem się z dna mojego morza. Aż wreszcie podczas rekolekcji „Wypłyń na głębię” wyskoczyłam z wody w najmniej spodziewanym dla mnie momencie. Z pustą głową szłam na rozmowę z osobą, która mi towarzyszyła podczas tych rekolekcji i tam usłyszałam, że życie tak mnie boli, bo to jest dotyk Jezusa Jego zranioną dłonią. Kilka chwil po tej rozmowie przekonanie o miłości Jezusa do mnie wypełniało mnie po brzegi! Było we mnie tak silne, że chciałam wirować, by ta miłość trochę ode mnie odpadła... Pogłębieniem tego doświadczenia było wprowadzenie do kontemplacji ikony „Talitha kum”. Każde słowo przenikało mnie do głębi, bo było o mnie. Miałam ochotę krzyczeć i głośno płakać ze szczęścia, którego nigdy przedtem nie przeżyłam! Jezus TAK mnie KOCHA!!!

Dziś już wiem, że ON poprowadził mnie najlepszą z możliwych dróg, bo chciał mnie o swojej Miłości przekonać. I choć zewnętrzne okoliczności nie zmieniły się, to we mnie zmieniło się wszystko! Żyję z Jezusem, w Nim i dla Niego!!!

Doświadczenie miłości Jezusa do mnie to najważniejszy owoc programu we mnie. Wiem, że On stworzył mnie z miłości i że ciągle jest ze mną. Pozwala mi dobrze czuć się z samą sobą, bo… wróciłam do siebie, szanuję siebie i widzę w sobie dobro. Wielu rzeczy ciągle się uczę, ale wierzę, że Bóg się o mnie troszczy. ON OCALIŁ MNIE DLA SIEBIE!!!

s. Judyta

 

Talitha kum! - świadectwo s. Joeli

,,Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja Was pokrzepię”. Mt 11, 28

Tym fragmentem Słowa Bożego pragnę wyrazić moją wdzięczność Dobremu Bogu i moim Przełożonym za możliwość uczestnictwa w programie formacji ludzkiej dla sióstr "Ku dojrzałości osobowej".

Dzięki osobom prowadzącym, a zarazem sióstr biorących udział w tym programie, Pan przemówił do mnie bardzo mocno. Uświadomiłam sobie, że w życiu nie można kierować się jedynie ludzkimi względami. Trzeba żyć jak wolne dzieci Boże. Potrzeba nam znacznie silniejszej motywacji niż tylko bycie dobrym w oczach ludzi. Bóg na wszystkie możliwe sposoby zaprasza człowieka do bliskości ze sobą, do źródła wszelkiej siły i miłości. Przede wszystkim pragnie, abym była szczęśliwa i wolna wewnętrznie. W trakcie programu otrzymałam wielką łaskę, otrzymałam nowe życie, odkryłam na nowo powołanie jako miłość. Najpiękniejszą chwilą, którą przeżyłam, to moment spotkania się ze swoją przeszłością, przyjęcie jej i akceptacja siebie - "Talitha kum! – dziewczynko, tobie mówię, wstań". Dziękuję Bogu za to, że stworzył mnie taką, jaka jestem, czuję że jest we mnie życie. Jestem zaproszona do tego, abym nieustannie dojrzewała do oddawania mojego życia w ręce Tego, który pierwszy mnie wybrał i umiłował. Niech Miłosierny Pan hojnie błogosławi dziełu DUC IN ALTUM.

S. M. Joela CSSJ

 

Świadectwo s. Reginy

Po przeżyciu tego programu- spotkań warsztatowych jestem mocniejsza, stawiam granice i nie wchodzę tak bardzo w poczucie winy, czuję że tak wiele zależy ode mnie -to znaczy od mojej decyzji i wyboru. Nie czuje się wyobcowana.

Pragnę bliskiej relacji z Panem i tak się cieszę że mogę Go spotkac w mojej kruchości i nicości. To mnie wzrusza.

Odważnie wchodzę w relacje. Doświadczyłam bezpiecznej i akceptującej obecności Grupy wsparcia: Drogich Siostr i Osób prowadzących, co pomoglo mi wyjść z mojego grobu. I Twojej Siostro uważności i że mnie usłyszałaś... Dziękuję. Bogu niech będą dzięki.

s.Regina

 

Świadectwo s. Izabeli

W Zgromadzeniu jestem 25 lat, po ślubach wieczystych 16. Ostatnich kilka lat, to czas bardzo obfity w trudne, bolesne doświadczenia. Rok temu, dokładnie o tej porze wiedziałam, że za kilka miesięcy nie będzie mnie w Zgromadzeniu. Ta decyzja nie była dla mnie łatwa, ale konieczna, żeby znowu zacząć istnieć. Istnieć znaczy dla mnie móc wyrażać swoje myśli, uczucia, mieć swoje zdanie, istnieć – to mieć prawo do pomyłek, błędów, istnieć – to mieć prawo do szacunku, istnieć ….. Nie umiem żyć nie istniejąc.

Szukałam pomocy u wielu mądrych osób, od niektórych usłyszałam, że muszę zmienić placówkę. Rok temu, po dwudziestu latach, zmieniłam placówkę. Kiedy przyjechałam do nowego domu, byłam wrakiem człowieka, decyzja Matki przyszła za późno.

Bagaż tych ostatnich, bolesnych i trudnych ponad dziesięciu lat przywędrował ze mną. Myślałam o tym, żeby od razu wyjechać, miałam już jednak zobowiązania w nowej pracy, nie chciałam siostrom przysparzać problemów, żeby musiały w ostatniej chwili szukać kogoś na moje miejsce. Potrzebowałam też czasu, żeby samej oswoić się z myślą opuszczenia Zgromadzenia. Trwała we mnie walka, nie mogłam uwierzyć, że to spotkanie z Chrystusem, to doświadczenie Boga na długo przed wstąpieniem do Zgromadzenia, Jego zaproszenie do należenia tylko do Niego….. to wszystko było złudą, moim wymysłem. Wszystko we mnie płakało. Powtarzałam, że będę nadal tylko Chrystusa, ale nie tu.

Na początku listopada Matka zaproponowała mi udział w Programie Rozwojowym. Byłam bardzo sceptycznie nastawiona. Nie chciałam już pomocy, za późno, a na pewno nie takiej pomocy. Głupio mi było od razu odmawiać, poprosiłam o kilka dni do przemyślenia.

Na pierwszy zjazd przyjechałam z poczuciem przegranego życia, bez prawa do istnienia, bez siły do walki o siebie, o swoje powołanie. Pamiętam uczucie szklanej szyby, za którą znajdowało się to wszystko, co mnie niszczyło i ci , którzy do tego się przyczynili. Szyba nie dawała bezpieczeństwa, wręcz przeciwnie, świadomość, że to, co tam jest, będzie zawsze. Mijały kolejne dni pierwszego zjazdu, bezsens się wzmagał. Utwierdzałam się w przekonaniu, że aby istnieć, muszę odejść ze Zgromadzenia. Na zajęciach był czas na wyrażanie swojego zdania, swoich myśli. Daną sytuację widziałam inaczej niż wszyscy i to powiedziałam – nie zostałam zgaszona, nie usłyszałam, że inaczej – to źle. Był to dla mnie przełom. Wszystko, co było później działo się tak szybko… Czego doświadczyłam? Co zrozumiałam? Co się we mnie zadziało? Czego się nauczyłam? Czego Bóg dokonał? W czasie wszystkich spotkań Programu Rozwojowego - trudno zamknąć w słowach.

Szalenie ważne jest, że Program, to nie realizowanie tematów, ale to spotkanie się z samą z sobą, z innymi, z Bogiem w tych tematach. W czasie Programu dokonywało się moje powstawanie z martwych. Ożyło we mnie prawo do istnienia, do bycia sobą, do pomyłek i upadków. Doświadczyłam, że moja zakonność nie jest oderwana od mojego człowieczeństwa, od mojej natury. Wręcz odwrotnie, Bóg powołał przed laty młodą dziewczynę, teraz kobietę z całym bogactwem i darem kobiecości i chce, aby tym cudem kobiecości Jemu służyć. Żeby ocalić powołanie, musiałam najpierw ocalić siebie jako Człowieka, bo łaska buduje na naturze. To dokonało się w czasie Programu.

Pozostaje mi wdzięczność Bogu, Matce i Tobie Kochana Siostro Władziu.

s. M. Izabela